6 października 2016

Langkawi

Podróż z Penangu na wyspę Langkawi należy zaliczyć do atrakcji ekstremalnych ;) Podróż trwa około 3 godzin i odbywa się niedużym statkiem. Statek jest dość szybki, a fale są duże. Po zsumowaniu tych dwóch rzeczy okazuje się, że przez całą drogę dziękowałam Bogu, że nie zjadłam śniadania, tylko wypiłam kawę. Już przy wejściu na pokład podejrzane były czarne foliowe torebki rozwieszone nad każdym z siedzeń i duża ilość koszy na śmieci ustawiona w przejściach....
Po wyjściu w morze statek skakał na falach jak wagoniki na kolejce górskiej. Z początku to nawet było przyjemne, ale szybko przestało. W nierównej walce z żołądkiem zupełnie nie pomagał fakt, że gdzie człowiek odwrócił głowę tam widział haftujących do torebek ludzi. Niestety kawa się nie utrzymała.... za to Witek był chyba jedyną osobą na statku, która ze smakiem wciągała ciasteczka.
Jednym słowem nigdy więcej, jeśli będzie trzeba pokonać jeszcze raz tą trasę to lądem i tylko lądem!

Za to sama wyspa jest wyspą bezcłową i tu miła niespodzianka, w sklepie małe piwo kosztuje już 2- 2,50 MYR, więc niestety nici z abstynencji.

Na wyspie od samego początku mamy duży kontakt z miejscową zwierzyną. Od razu po zameldowaniu się w hotelu odwiedziła nas modliszka. Swoją drogą hotel jest przeuroczy przy samej budowie. Mamy szczęście do wszelkiego rodzaju budów. Jak by ktoś nas szukał to niech najpierw szuka jakiejś budowy lub remontu.

Następnie ratowaliśmy żółwia przechodzącego przez ruchliwą ulicę.
A przy śniadaniu ja prozaicznie dokarmiałam sępiącego kota, za to Witka atakował namolny kurczak domagający się jedzenia z talerza, nie pomagało odganianie go, a jak nie dostał nic to wskoczył Witkowi na plecy żeby wyraźniej zaznaczyć swą obecność. Był na tyle bezczelny, że zapierniczył kotu z mordy kawałek pieczonej kury (dobrze, że nie wiedział, że je kurę...).

To nie koniec przygód ze zwierzętami...
Wypożyczyliśmy skuter, w celach oszczędnościowych odważyliśmy się wynająć jeden skuter i jeździć we dwójkę. Na ochotnika robiłam za kierowcę i powiem szczerze nie jest łatwo jeździć w dwie osoby. A że było już późne popołudnie to wybraliśmy na przejażdżkę bliską atrakcję żeby nie jeździć po nocy. Pojechaliśmy do Buffalo park.

No i niestety cóż tu mówić, człowiek na urlopie dostaje jakiegoś zaćmienia umysłowego. Tak podsumowując krótko zapłaciliśmy 10 zł za wejście do obory i oglądanie tutejszych krów....Żeby płacić za oglądanie krów??
Buffalo park składa się z knajpki serwującej dania z buffalo i przetwory mleczne tegosz stworzenia, składa się też z otwartej obory gdzie mieszkają krówska i gdzie można je karmić. Okazało się, że atrakcja karmienia krów trawą kosztuje 1 zł, ale że nikogo oprócz nas nie było to nikt nas nie pilnował i karmiłam za darmochę.

I mały przykład jak się oszukuje w resortach i że w miarę możliwości trzeba sprawdzać gdzie hotel jest położony. Hotel przedstawiony na zdjęciach na szczęście nie jest naszym, ale nasz hotel z racji położenia przy budowie też jest tego przykładem.

Jak wygląda hotel od frontu:
A jak wygląda hotel z tyłu....:

5 komentarzy:

  1. To jest widok na część korespondującą z frontem. Widok z ganków z tyłu jest jeszcze gorszy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowieść o podróży statkiem mnie ujęła ;-)
    Kasiek podziwiam Cię, że wytrwałaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następna tego typu podróż tylko z tabletkami na chorobę lokomocyjną ;)

      Usuń
  3. Moze trzeba brac przyklad z Wicia i stosowac jego diete;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zdecydowanie za!
      Biorąc pod uwagę pretensje do mojej diety bezcłowej, to zdecydowanie za ;-)

      Usuń