29 października 2016

Budownictwo

Realizacja podłączenia wody jest oryginalna. Potrzebuję wody to podłączam. Jak nie wystarcza to podłączam dalej...

Pierwsze kroki = są zbiorniki. 1 pompa nie daje rady, to dajemy następną:

Trochę brakuje wody przy 2 zbiornikach to trzeba dostawić kolejne:

Czy podłączą do istniejącej rury dla istniejących pomp? Czy dokupią pompy?

NIEWAŻNE: nie musisz się prosić administracji ani gminy i działa! Wolno? Wolno. bo to nie demokracja z urzędasami tylko królestwo. Jakby się ktoś pytał to w Tajlandii woda z kranu nie jest pitna (ale nie jest też "niepitna" czy "szkodliwa", tylko normalna jak u nas z kranu), ale ta sama woda z kranu ma na każdej ulicy dystrybutor (z filtrami i co tam jeszcze) i jest za 3 grosze litr (albo mniej) dla każdego.

Czy w Polsce mam dystrybutor z gwarancja czystej pitnej wody za 3 grosze za litr?
Wszędzie, nawet na tzw. "zadupiu"?
Proszę się nie obrażać tylko napisać czy masz czystą wodę za 3 gr/l w Polsce?
(zamiast 2 zł/l w sklepie)

Sesja zdjęciowa na Golden Beach, Ko Chang

Oczywiście trzeba zrobić selfie:



Widok na plażę:


Kaśka w tęczy:

Kaśka pozuje w wodzie:



Obowiązkowy zachód słońca:

27 października 2016

Ko Chang część druga

Po intensywnych poszukiwaniach podczas których nie przeszkadzał nam nawet intensywny deszcz, zmieniliśmy nowe lokum, bungalow nowiutki w instytucji YuYu Golden Beach, pachnący nowością, a nie stęchlizną, ale wada, nieco droższy. Z pozytywów, właściciel poprzedniego lokum zgodził się oddać kasę, ale na razie niestety oddał połowę ;) Zobaczymy czy uda się odzyskać resztę.

A na drogę wyszło nam takie oto cudo (mało go nie zdeptałam):
Po co chodzić na treking po dżungli, kiedy dżungla sama do nas wychodzi.
Okaz ładny, chociaż nadal przerażający.

26 października 2016

Ko Chang

Poranek na wyspie przywitał nas niespodzianką w postaci skorpiona w pokoju. Ten osobnik podobno jest tylko trochę jadowity, jak dziabnie to tylko przez tydzień utrzymuje się opuchlizna. Niemalże za progiem domu jest dżungla, zdaniem właściciela to normalka, w końcu jesteśmy w dżungli! Na pytanie o pająki również odpowiedział "przecież jesteśmy w dżungli".
Dodatkowo jest tak wilgotno, że cały pokój śmierdzi stęchlizną tak bardzo, że niemal nie da się tego wytrzymać. W odpowiedzi na smród właściciel również odpowiedział, że to przecież dżungla. Po spędzeniu jednej nocy sandały zaszły mi pleśniowym nalotem. Boje się myśleć co będzie po tygodniu...
Z plusów 5 metrów od domu mamy małą plażę i siedząc przy stole możemy podziwiać i słuchać morza. Na razie obawiam się jednak, że minusów jest więcej niż plusów...

25 października 2016

Pattaya od 21/10/2016 do 25/10/206

Hotel OK. Był problem z rezerwacją przez agoda.com, ponieważ do hotelu nie dotarła :-(
Obsługa bardzo przyjazna, nie znaleźli tej rezerwacji, powiedzieli OK i nawet dali nam lepszy pokój za "naszą cenę", która okazała się niższa niż na agoda.com, tzn. policzyli 400B/nocleg. 3 dnia pobytu dostałem e-mail z agoda.com informujący "przepraszamy, że twoja rezerwacja została anulowana".
Dobre jedzenie w przystępnej cenie w restauracji hotelowej a szczególnie śniadania (do wyboru europejskie albo tajskie dania).
Dodatkowa zaleta w mieście Pattaya: hotel jest na bocznej uliczce gdzie nie ma permanentnego hałasu pyrkoczących spalinami pojazdów i nie śmierdzi na niej. W całej Pattaya śmierdzi z każdej kraty burzowej (co jest właściwie standardem w Tajlandii i Malezji), ale w Pattaya potrafi walić na całej ulicy na potęgę gównianą zgnilizną :-(, więc jak widzimy centrum handlowe to idziemy przez nie, bo 1. nie wali smrodem i 2. można się ochłodzić w klimie.

Link: Malee Pattaya 3

24 października 2016

Honaigla

   ... czyli drink patatajski. Lokalsi piją Hong Thong (coś w rodzaju brandy, ale raczej smakuje kiepską whisky) zwykle z sodą i lodem. Trzeba stosować tradycje lokalne.
   Na plaży nie można kupić. Trzeba pójść do sklepu i sobie przynieść. W sklepie 7eleven w tych godzinach jest zakaz sprzedaży alkoholu, ale mają to w d... na szczęście. Jak tylko zacząłem mówić Hon.... to gostek gestem pokazał czy mała czy duża flaszka.
   Potem stawiam flaszkę na stoliku i czekam na serwis, który zaproponuje szklanki, lód, kolę czy co tam innego do miksowania. Czekałem, czekałem, przechodzili i nic.
Sam poszedłem i proszę: "Can I have ice cubes and glasses, please?"
(no pewnie, że bez sody bo jestem z Europy i wiem od Szkotów, że jak by whisky miała być z wodą to by była już rozcieńczona w butelce).
Odpowiedź: "Aaaaa?" (jak będziecie w Tajlandii to się nauczycie pierwszego tajskiego słowa bardzo szybko: Aaaaa = nic nie rozumiem i wytrzeszcz ocząt)
Próba uproszczona: "Ice and glasses?"
Odpowiedź: "Aaaaa?"
Próba bardziej uproszczona: "Ice?"
Odpowiedź: "Ai?"
Zaryzykowałem: "OK"
Udało się! Zaczęła nabierać lodu do wiaderka!
Pyta się: "Gla?"
Zaryzykowałem: "OK"
Sukces! Wyjęła szklankę!
Próba kolejna: już nie werbalna tylko 2 paluchy w górę
Odpowiedź: nie werbalna, ale wyjęła drugą szklankę. Hurra!
Przyniosła wiadro lodu i 2 szklanki :-)

Stąd nazwa drinka (patrz powyżej pogrubione): Hon-Ai-Gla



Oznakowanie drogowe

Jak by ktoś uważał, ze u nas znaki drogowe są niewidoczne czy ...

Jest znak? No pewnie i widać.
Czy tu jest znak?
Ano jest! I to po porządkowaniu i przycinaniu pobocza przez ekipę pracującą już 500 m dalej :-)


23 października 2016

Pattaya

Niestety przyznaję się bez bicia, że pomysł zatrzymania się w Pattaya był moim pomysłem. Biję się w pierś i pokutować swą decyzję będę jeszcze przez jeden dzień. W przewodniku miasto było opisane tytułem "Pattaya - dlaczego nie jechać", zgadzam się z nim w zupełności. Zadziwiające jest to, że można się przeraźliwie nudzić w mieście, gdzie jest milion barów i knajp, a nie nudzić się w małej miejscowości gdzie jest plaża i parę knajpek na krzyż. W Pattaya jest plaża, wąska, zawalona leżakami i brudna. Woda z toną śmieci. Do tego co kilka metrów parkują motorówki. Do wody nie wchodziłam i nie zamierzam. Myślę czy by jutro nie olać tego całego miejskiego pierdzielnika i przesiedzieć cały dzień w hotelowej knajpce.

Na każdej ulicy jest zatrzęsienie barów, można wybierać i przebierać, każdy znajdzie coś dla siebie. Obok naszego hotelu jest uliczka z kilkoma barami ewidentnie zatrudniającymi tylko ladyboyów, wszystkie bary są obok siebie. Przed każdym z nich siedzi stado facetów wyglądających lepiej od niejednej kobiety, wystrojeni w super sukienki, na niebotycznych obcasach, wymalowanych tak, że ja przez 10 lat treningu nie będę potrafiła się tak umalować. Generalnie wyglądają wystrzałowo, ale widać, że coś tu nie gra, a cała magia znika jak się odezwą ;)

Oczywiście najważniejszym miejscem miasta jest Walking street, ulica zamykana dla ruchu kołowego od 7 wieczorem do 3 nad ranem. Na tej ulicy jest jeszcze większe zagęszczenie barów i klubów niż gdzie indziej. Przed każdym z nich stoją dziewczyny (tu już nie było łatwo, wydaje się że większość z nich to naprawdę są dziewczyny) wystrojone w stroje przewidziane dla danego lokalu i nagabują panów do wejścia, mnie zresztą też nagabują. Bardzo dziwne uczucie, gdy ladyboy siedzący przed knajpą macha do ciebie, uśmiecha się, przesyła całuski  i nawołuje do wejścia. Nie można się swobodnie przyglądać, bo mają nadzwyczajny zmysł wyłapywania kto im się ukradkiem przygląda.
Przekrój strojów u panien jest bardzo zróżnicowany, od miniów i szortów, poprzez stylizację na uczennice czy stewardessy.
Co kilka sekund ktoś wtyka pod nos broszurę informującą jaki pokaz ping pong można obejrzeć w mijanym lokalu, broszury wyraźnie obrazkowo przedstawiają w jaki sposób panie będą wyrzucać piłeczki.
Są również lokale z laskami przebranymi za "skromne" uczennice, co widać na zdjęciach poniżej i dedykujemy wiadomo komu ;-)
Zdjęcia marne, bo głupio mi było podchodzić i z bliska pstrykać zdjęcia

Uczennice ze specjalną dedykacją dla pewnego nauczyciela
Podsumowując miasto, można pić od rana do rana za każdym razem w innym barze i korzystać z uciech cielesno wizualnych. Ja się tylko pytam dlaczego nie ma nigdzie barów z męskim go-go? Tylko laski i ping pong show! A dla kobiet nic nie ma :( chociaż po głębszym namyśle ping pong show w męskim wydaniu nie był by chyba tym co chciałabym oglądać...

Jest też plaża z serwisem kelnerskim:


I żeby te plusy plaży nie przysłoniły wam minusów to w wodzie jest naprawdę śmietnik (przewodniki odradzają kąpiel):

Za to panorama miasta przedstawia się imponująco.
Panorama Pattaya

Zdrada :-)

Kaśka się poddała i musiała zjeść coś europejskiego: kotlecik z kury z frytuniami!



Ja dalej trzymam fason - ryż smażony z owocami morza. Ciekawe jak długo?

Ko Si Chang od 17/10/2016 do 21/10/2016

Czy mieszkaliście w prywatnym hotelu na tropikalnej wyspie?
My właśnie tak! Cały hotel był tylko dla nas!

Bardzo przyjemny hotel, chociaż trochę na uboczu.
Jak wiadomo z wcześniejszego posta stanowi ryzyko dla osób z arachnofobią, ale chciałbym podkreślić, że pająk był leniwy, powolny i nawet poganiany butem nie chciał się przemieszczać. Poza tym to było w korytarzu wejściowym do hotelu.
Nazywanie tego "resort" to oczywiście żart, słowo "resort" jest częścią nazwy własnej hotelu ;-)

Link do hotelu i opinii na agoda.com: Sichang Shine Khao Resort

I nie wiem dlaczego wyspa Ko Si Chang została tak przez Kaśkę zjechana jak bura suka. Fakt, że plaża tylko jedna i mała, ale ludzi mało. Fakt, że mi coś niewidocznego poparzyło w wodzie rękę prawie jak Kmicica przypalono pod Częstochową. Fakt, że jak się zagapiłem to po 21 musiałem dyrdać do całodobowego 7eleven po kanapki chemiczne, bo już się wszystko zamknęło. Poza tym przyjazna ludność i widoczki niczego sobie.

Widoczek na sąsiednią mini wysepkę

Pełny serwis na plaży: napoje, jedzenie ...

Podczas przypływu plaża znika - trzeba być czujnym



Chonburi od 14/10/2016 do 17/10/2016

Hotel bardzo budżetowy pośrodku niczego. Ma zdecydowaną zaletę: za tą cenę standard bardzo dobry (nie spodziewajcie się luksusów, to nie Ritz), ale czysto, klimatyzacja ...

Link do hotels.com: Sorworakit Living Residence, Chonburi

Opinia: OK, jak wyżej (hotels.com)

Cenang, Langkawi od 04/10/2016 do 14/10/2016

Cena i lokalizacja (ogólna lokalizacja) bardzo dobra. Polecamy!
Szczegółowa lokalizacja do bani, ponieważ: w hotelu nie ma śniadania/knajpy, w najbliższej okolicy nic nie ma i wyjście z hotelu jest przez mini skład budowlany (aczkolwiek nigdy nie słyszeliśmy w nocy ani rano hałasów).
Lokalizacja ogólna: 15 minut drogą, piechotą do bardzo ładnej plaży z czystym morzem i wielkimi falami, 5 minut do najbliższej lokalnej karmiarni jednodaniowej a pomiędzy nimi jest wszystko, czyli sklepy i knajpy.

Link do hotels.com: Desa Terrace, Langkawi

20 października 2016

Nudne dwa dni na Ko Si Chang

Planowanie dalszej podróży jest skomplikowanym zajęciem. Cały dzień spędzony w hotelu nad mapą, laptopem i przewodnikiem. Ale nadal cały hotel jest tylko dla nas więc korzystamy póki nam nikt nie przeszkadza.

Tuk tuki na wyspie z racji oddalenia od krewnych z lądu, przeszły mutację i przypominają tuk tuki po przypakowaniu na siłowni.

Procedura wypożyczenia skutera na wyspie jest także ułatwiona, nikt nie pytał nas o paszporty ani żadne dane, nie została spisana żadna umowa, dostaliśmy skuter, zapłaciliśmy wynegocjowaną stawkę i pani zniknęła. Skuter nie posiadał nawet tablicy rejestracyjnej (jak się potem okazało tablica była schowana w siedzeniu). Ale na tak małej wyspie gdzie byśmy uciekli z tym skuterem? Zawsze się nas znajdzie gdybyśmy nie oddali skutera na czas.

I jeszcze detal architektoniczny,, nawet latarnia morska jest wybudowana w stylu pagody z zawijasami na dachu.

I jak zwykle wątek przyrodniczy. Taka oto przecudnej urody gąsienica weszła nam w drogę na terenie buddyjskiej świątyni.
Co do buddyjskiej świątyni, wrzuciliśmy nieduży datek do świątynnej skrzynki, za co w podzięce mnich odprawił nad nami modły czy błogosławieństwo. Kropił nas obficie wodą z miotełki podobnej do kropielnicy, co trwało z 5 minut i w efekcie byliśmy cali mokrzy.

18 października 2016

Ko Si Chang i hotel widmo

Generalnie nic się nie dzieje, nudy, nudy...
Ile można pisać o plażowaniu? Chyba zaczyna być dla nas normalne, że w obcym kraju nic się dla nas nie dzieje.

Ale przybycie do nowego miejsca jest o tyle pozytywne, że już drugą noc nie ma pająków, więc jestem dobrej myśli, że tak zostanie. W łazience był karaluch, ale to to też powszechny widok więc nie ma się czym ekscytować.

W hotelu nie ma pająków, miał być czajnik w pokoju, czajnika nie ma, ale za to jest na wyposażeniu kot.

W dużym 3 piętrowym hotelu jesteśmy tylko my, potwierdzone, światła żadne oprócz naszego pokoju się nie świecą. Hotel ma też bungalowy, puste tak samo jak główny budynek. Może dlatego, że z hotelu do miasta jest 1,5 km, a do plaży 4,5 km, inne instytucje są bliżej. Hotel jak z horroru, ciemno i pusto. Jest tylko obsługa, która śpi na recepcji na kanapach i klika w łopatach.

Plaża jak to plaża, ładna, niezbyt duża. Zaćkana leżakami i stolikami, bo tajlandczycy plażują głównie jedząc i pijąc. Za to woda jest zadziwiająco czysta, jak widać na zdjęciu woda do kolan a przejrzystość pełna, generalnie stojąc po szyję w wodzie widać piasek i stopy. Dlatego zadziwiające jest, że w przewodniku Lonely Planet napisane jest żeby się tu nie kąpać, że miejscowi się kąpią, ale innym nie radzą tego robić. Nie napisali dlaczego nie należy się kąpać, chyba że chodzi o meduzy, jedna dziś Witka dotkliwie poparzyła, ale obsługa restauracji plażowej była na to przygotowana i przemywała oparzenie octem.

15 października 2016

Nie dla wrażliwców!

Chonburi przywitało nas nie tylko brakiem atrakcji turystycznych, znalazły się także w hotelu inne mniej przyjemne atrakcje. Oglądanie na własne ryzyko. Ja zdjęcia nie robiłam, byłam kilka metrów dalej i udawałam, że mnie tam nie ma. Nawet patrzenie na to zdjęcie powoduje u mnie dreszcze. Jak widać ciepłe kraje to nie tylko plaże i przyjemności.
Bagatela z 7 cm rozpiętości łapek

Zawołaliśmy obsługę hotelu do załatwienia sprawy, pani niestety zamiast zabić potwora wyniosła go na miotle na dwór.

Bolesny powrót do Tajlandii

Zarezerwowaliśmy sobie nocleg w mieście Chonburi, w którym generalne nic nie ma, ale za to jest coroczny festiwal buffalo racing (jedyny na świecie). Impreza odbywa się od 140 lat, główną atrakcją są wyścigi byków i wybór miss(tera) najlepiej ustrojowego byka. Ale niestety dowiedzieliśmy się, że w czwartek wieczorem zmarł król Tajlandii. Została w związku z tym ogłoszona roczna żałoba narodowa. No i niestety festiwal byków został odwołany w piątek rano. W związku z tym jesteśmy w mieście w którym nic nie ma.
Przybycie do miasta też było bolesne, po całodziennej podróży z Malezji dwoma samolotami i autobusem, wysiedliśmy w mieście około 22 wieczorem. Do hotelu 10 kilometrów. I niestety usłyszeliśmy , że taxi o tej godzinie już nie ma, jak poczekamy do soboty to już od rana będą jeździć. Udało się załatwić transport z pobliskiego hotelu za duża kwotę. Do docelowego hotelu dojechaliśmy o 23.
Życie turysty nie jest łatwe...
Aktualizacja: znaleźliśmy informacje turystyczna.... W informacji to my robiliśmy za atrakcje, cała obsługa robiła nam zdjęcia. Chyba byliśmy jedynymi białasami w tej informacji turystycznej... A w mieście faktycznie nic nie ma.

Dopisek od Witka:

1. Nawet wydawało się, że tragicznie, ponieważ w sklepie na lodówce z alkoholem zakaz sprzedaży z powodu żałoby narodowej:
Na szczęście to tylko sieci handlowe jak 7eleven (na zdjęciu) a normalne sklepy i lokale sprzedają :-)

2. Są atrakcje w Chonburi (na miejscu pierwszym jesteśmy oczywiście my w informacji turystycznej, gdzie jedna pani zajmowała się nami, a reszta w liczbie 5 robiła nam zdjęcia; jak nie będziemy na głównej stronie turyzmu prowincji to będę się czuł głęboko urażony w moich uczuciach do tego miasta ...). Atrakcją jest picie piwa przez słomkę skoro nam tak podano:
Interesujące doznanie, ale nie polecam ;-)

14 października 2016

Malezja na słodko

Oczywiście trzeba było spróbować specjalnych malezyjskich deserów.
Są specyficzne, czy dobre trudno stwierdzić, gdyby wyrzucić z nich kukurydzę i fasolkę to by były całkiem dobre ;) Ale zdania są podzielone 50/50 - mi smakowały, Witkowi nie.

Laicikang - bardziej napój na bazie wody o smaku Liczi, z kolorowymi bezsmakowymi żelkami i ze słonymi orzeszkami ziemnymi. Wszystko ok, ale te orzeszki ziemne ni przypiął ni przyłatał.
Laicikang
 Kacang - dużo ciekawszy od mojego deseru. Inaczej nazywany ABC. Kruszony lód, syropy smakowe, bezsmakowe żelki, orzeszki ziemne i oczywiście kukurydza i fasolka z puszki :) Połączenie bombowe!
Kacang

13 października 2016

Plaża Cenang

Oczywiście plażujemy. I jakoś dni mijają :-)

Najbliższa plaża bardzo się nam podoba a szczególnie fale. Dzięki falom można obserwować różne nacje azjatyckie wchodzące do wody. Jak wiadomo Azjaci nie umieją pływać i boją się wody, ale trzeba sobie fotkę z falami strzelić. Wchodzą do wody w ubraniach, klapkach, okularach czy w czapce. Po pierwszej większej fali już ich nie mają. Cyrk codzienny :-)

Złowiłem trofea pływające w wodzie: czapkę bejsbolówkę i żaglówkę.
Położyłem na piasku - może ktoś szuka. Przechodził skośny, rozejrzał się zezem dookoła i zapie... czapkę. Raczej nie była jego.


Za to Kaśka na falach szaleje - linki do filmów: link 1 , link 2

10 października 2016

Na Langkawi ciągle pada...

Pada....
Nie możemy kupić biletów lotniczych, bo mBank nie radzi sobie z autoryzacją płatności malezyjskiej linii lotniczej.
Pada....
Zostaniemy tu na zawsze!

Ale pojawiło się światełko w tunelu, nie w sprawie biletów, a pogody, od połowy dnia nie padało!
W związku z tym czym prędzej udaliśmy się na plażę dla odmiany się poobijać ;)
I z racji nagłej poprawy pogody wpadłam w romantyczny nastrój, stąd parę zdjęć zachodu słońca.
Na zdjęciach są chmury, morze, wysepka, czyli klasyk ;)




I jeszcze kolejny klasyk, miejscowa wersja jelenia na rykowisku, czyli pole ryżowe i bawół z białą czaplą na grzbiecie.

9 października 2016

Wyspa porą deszczową

Pora deszczowa panoszy się po całości. Od dwóch dni pada, na szczęście pada z przerwami, więc można się przemieszczać od ulewy do ulewy. Ale plażować się da, deszcz nie zmienia temperatury znacznie, jest trochę chłodniej, ale cały czas około 27 stopni.
Plażowanie podczas deszczu
W przerwie od deszczu wybraliśmy się kolejką linową na wycieczkę w góry. Kolejka droga, za dwa bilety około 90 zł, ale to były bardzo dobrze wydane pieniądze. Za to podróż wagonikiem może przyprawić o zawał serca, zwłaszcza pod koniec, gdzie wagoniki wjeżdżają na stację pod bardzo dużym kątem nad ogromną przepaścią.



Na szczycie można przejść się też mostem zawieszonym nad przepaścią. Atrakcja dodatkowo płatna oczywiście.
Powietrzny most

Następnego dnia wybraliśmy się skuterami w poszukiwaniu innych plaż. Jak zwykle najfajniejsze jest poruszanie się tam gdzie nikt inny nie jeździ w związku z tym od razu zjechaliśmy w drogę w górach która była zagrodzona pachołkami, droga asfaltowa, w dobrym stanie, ale nieco zaniedbana, zarastająca powoli roślinnością. Okazało się, że droga została wyłączona z ruchu, bo zostało zbudowane pole golfowe, stary kawałek asfaltu przecinał by je, więc został zlikwidowany.
Droga która została idzie bardzo blisko linii brzegowej i tam znaleźliśmy bardzo ładną dziką plażę z pomarańczowym piaskiem.
Zapomniana droga



Po drodze do plaży znaleźliśmy także wodospad w którym można się było kąpać. Wodospad całkiem ładny, czego nie spodziewaliśmy się po doświadczeniach z wodospadami na Ko Samui.