4 października 2016

Georgetown - Malezja

Niestety Malezja przywitała nas lekkim rozczarowaniem. Przyjechaliśmy do Georgetown 1 października, a na ten dzień przypada muzułmański sylwester, niedziela Nowy Rok, a w poniedziałek jest święto. Więc większość wszystkiego jest pozamykana, na szczęście większość jadłodajni działa.
Jak się bawią muzułmanie w sylwestra? Otóż tak sobie, siedzą w jadłodajniach, plączą się do późna, ale o północy nic się nie stało, nikt nie zareagował na przeskoczenie wskazówki zegara z 23:59 na 24:00. Znaczna część ludności grała w tym czasie w Pokemon go...

Georgetown przywitało nas gigantycznym korkiem. Jest stanowczo mniej skuterów, a więcej samochodów. Niestety posiadanie samochodu wzmaga agresje, wszyscy próbują wjeżdżać w wąskie uliczki, korkują się permanentnie i uważają że użycie klaksonu magicznie zlikwiduje korek.


Co gorsza czeka nas przymusowa abstynencja, nastąpiła znacząca podwyżka cen piwa, w sklepie piwo duże kosztuje około 18 zł, w jadłodajniach podobnie, natomiast zaskoczyła nas cena Carlsberga w jednej z lepszych restauracji - 60 zł! Jako, że kraj muzułmański alkohol inny ciężko znaleźć.

Samo Georgetown też okazało się rozczarowujące, duże miasto, niby ma zabytkowe budynki, ale tych budynków jest kilka na krzyż rozrzuconych wśród nijakich budynków nowoczesnych, nijako to wygląda i nieciekawie. Naczytała się na różnych blogach jaka to wspaniała tu sztuka uliczna występuje. No fakt, są instalacje wmontowane w ściany z domalowanym do tego obrazem, murale, ale nie dużo i żadna frajda oglądać taki mural kiedy milion skośnych robi sobie przy nim zdjęcie.

Co ciekawe państwo walczy z nałogiem palenia, w całym mieście stoją tablice z zakazem palenia, a za palenie grozi wysoka grzywna albo kara do dwóch lat więzienia. A, że zakazany owoc smakuje najlepiej to Witek z lubością łamał prawo tuż pod takim ostrzeżeniem ;)

Za to znaleźć można było słupki z informacją że w granicach wyznaczonych przez żółtą linię można palić :)

I parę fotek przedstawiających uliczki miasta.








2 komentarze:

  1. To ja chyba byłam w innym george town... centrum tego jest blisko ulicy love lane i tam zaczyna się cała zabawa w szukaniu murali i pięknych lokalnych zabudowań, które ciągną się aż do little india (ogólnie warto się tam pogubić :)). Domy na palach to jest całkiem inna bajka jednak również są wpisane na liste UNESCO. Patrząc na zdjęcia zamieszczone powyżej, mam wrażenie, że Państwo nawet nie dotarli do 1/3 ulic/murali które można zobaczyć w George Town. W sumie jest to pierwsza negatywna opinia na temat tego miasta, z którą się spotkałam - więksośc moich znajomych oraz osób które spotkałam w podróży po Malezji byli zachwyceni (a zjechali sporo świata). Ogólnie rzecz biorąc często można spotkać się z opinią, że w George Town jest najlepsze jedzenie w garko-kuchniach w całej Malezji :). Warto też się wybrać do swiątyni Kek Lok jeśli ktoś lubi chińskie świątynie oraz do Parku narodowego Penang i pokręcić się po dżungi, żeby wyjśc na piękne plaże z białym piaskiem i huśtawkami (np. Monkey Beach).
    Z tego co czytm mieli Pańtwo pecha co do Malezji, jednak nie należy sie zrażac bo ten kraj ma wiele dobrego do zaoferowania :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Pani pobyt w Malezji był udany.
      Każdy ma własne doświadczenia i opinie. Moje są takie jak na blogu.
      Byliśmy w okolicy i uznaliśmy, że skoro Georgetown jest 4 na liście Lonely Planet "Best in Travel 2016: top 10 cities" to nie ma wyjścia i trzeba obejrzeć. Według mnie to był błąd i nie warto. A Lonely Planet mija się z rzeczywistością w swoich przewodnikach coraz częściej i są coraz mniej wiarygodne. Obeszliśmy całą "starą" sekcję miasta a na blogu nie ma setek zdjęć tylko wybrane. Co do punktów wartych obejrzenia dodałbym Penang Hill i zejście piechotą do Ogrodu Botanicznego – jakoś trzeba było spędzić czas w tym mieście, ale to nie jest powód, żeby specjalnie je odwiedzać.
      Przyjechaliśmy na Penang również wcześniej w 2013 roku. Wtedy mieszkaliśmy przy plaży Batu Ferringhi, która nas rozczarowała. Park Narodowy Penang, canopy walkway i plaża Monkey bardzo nam się podobały. W 2013 na plaży Monkey nie było jeszcze huśtawek, baru ... tylko publiczna toaleta, posterunek strażników i my :-). Wszystko trzeba było przynieść samemu na plecach (albo wynajętą łodzią). W 2013 stwierdziliśmy, że Georgetown nie jest warte zachodu i to była słuszna decyzja, która niestety została potwierdzona w 2016. Jest wiele ciekawszych miejsc w Azji.
      Dania malezyjskie nie umywają się do rozmaitości, bogactwa smaków i cen Tajlandii a foodcourt’y w Georgetown to słaba kopia i namiastka Hawker Centre singapurskich.
      Życzę ciekawych i udanych podróży nie tylko do Malezji!
      Bylismy 3 razy w Malezji i to jest ciekawy kraj, ale rozczarowuje w szczegółach (i niestety jakości). Tajlandia i Wietnam mają o wiele więcej do zaoferowania.

      Usuń