30 kwietnia 2017

Phetchaburi aka live Ayutthaya

     Phetchaburi (lub Phetburi) leży niedaleko od Bangkoku. Powstało stulecia temu, jeszcze przed okresem panowania khmerskiego Angkoru i było prosperującym miastem handlowym na szlakach przez Birmę do Indii i na półwysep Malajski. Za czasów królestwa Siamu jego stolica Ayutthaya (ówcześnie największe miasto świata) zostało całkowicie spalone i zniszczone przez zwycięskie wojska birmańskie. Obecnie Ayutthaya to wyłącznie ruiny wielkich świątyń rozrzucone na dużym terenie, który jest wsią a nie miastem. Tam się wozi turystów, żeby zobaczyć rumowiska dawnych świątyń a po mieście nie ma śladu, ponieważ miasto nie zostało nigdy odbudowane a stolica została przeniesiona do Bangkoku. Phetchaburi nie było niszczone w czasie swojej historii, ma zachowane i odrestaurowane świątynie z czasów królestwa Angkoru jak i późniejszych stylach królestwa Siamu. To nie są muzea tylko działające świątynie w żyjącym mieście.
Wat from khmer Angkor era, palace park Khao Wang, Phetchaburi, Thailand
Wat z okresu khmerskiego Angkoru w kompleksie pałacowym Khao Wang
Replika wat z emeraldowym Buddą w kompleksie pałacowym Khao Wang
Wat Kamphaeng Laeng from Angkoru time, Phetchaburi, Thailand
Wat Kamphaeng Laeng z ery panowania Angkoru
Wat Mahathat Worrawihan, Phetchaburi, Thailand
Wat Mahathat Worrawihan
Buddhist Wat Tham Khao Luang in cave, Phetchaburi, Thailand
Świątynia Tham Khao Luang w jaskini
     Są 2 rezydencje królewskie, a szczególnie ciekawa jest późniejsza zaprojektowana i wybudowana pod kierunkiem niemieckich architektów w stylu barokowym, co jest ewenementem w Azji. Niestety nic już nie zostało z wyposażenia wewnątrz barokowego pałacu, ponieważ znajduje się na terenie bazy wojskowej i każdy z kolejno dowodzących bazą generałów zabierał pasujące mu meble dla siebie.
Phra Ram Ratchaniwet (Ban Pun Palace), Phetchaburi, Thailand
Phra Ram Ratchaniwet (Ban Pun Palace)
     Poza tym po całym mieście są rozrzucone oryginalne zachowane budynki z poprzednich wieków z drewna tekowego. Część jest już odrestaurowana, część w trakcie a część jakoś się trzyma.
Renovated tek wood house, Phetchaburi, Thailand
Odrestaurowany dom z drewna tekowego
     Miasto Phetchaburi z historycznymi budowlami zachowanymi w całości jak i nowymi, a wszystkie pięknie zdobione, podoba mi się bardziej niż sterty gruzów rozrzucone po mega wsi Ayutthaya, w której byliśmy na poprzednich wakacjach 2 lata temu.

28 kwietnia 2017

Phetchaburi od 21/04/2017 do 25/04/2017

     Hotel Royal Diamond ma już czasy świetności za sobą, ale cena to uwzględnia a jest czysty, funkcjonalny i zadbany. W pobliżu są restauracje od lokalnych tanich do umiarkowanych cenowo i bardzo dobrych (w hotelu jest drogo). Szczególnie polecamy Puang Petch Restaurant, gdzie byliśmy 2 razy, dania są duże i nie daliśmy rady zjeść wszystkiego - smażony na chrupko grouper jest wyśmienity.

25 kwietnia 2017

Plaża Cha-am

     Jesteśmy w mieście Phetchaburi i przewodnik Lonely Planet twierdzi, że nie ma publicznego transportu na plażę odległą o 20-30 km w zależności jaki kawałek piachu wybrać. Jednocześnie w Lonely Planet napisali, że to jest plaża dla Tajów, czyli leżaki pod parasolami zajmują miejsce po horyzont i przyjeżdża się wylegiwać, jeść, pić i drzemać. Jedzenie na plaży ma być bardzo dobre i w tak niskiej cenie jakiej gdzie indziej w Tajlandii się nie znajdzie. Upały nastały niesamowite - teraz jest najgorętsza pora roku i 38 w cieniu. No to aż się prosi, żeby podjechać na plażę, walnąć się na leżaku pod parasolem i w przyjemnym wietrze nadmorskim zjeść coś dobrego ze zmrożonym piwem. No, ale taksówką wynajętą na cały dzień? Drogo ...
     Na ulicznym stoisku kupujemy zimne napoje a tu właśnie staje rządowy publiczny autobus linii nr 420 z wymalowanym napisem Phetchaburi - Cha-am - Hua Hin (a starutki autobus, tak na oko to ma z 20 lat, więc chyba nie od dzisiaj jeździ). No to właśnie jedzie na wybrzeże autostradą wzdłuż morza 😀 -  tyle a propo (nie) dokładności Lonely Planet. Następnego dnia wybraliśmy się nim do Cha-am. Jechał ok. 40 minut i za jedyne 30 baht/osoba (4 zł.). Dalej do plaży było ponad 1 km ulicą z buta w upale i jesteśmy.
Cha-am Beach, Thailand
Plaża Cha-am
    No po prostu masakra. Jest poniedziałek i miało być pustawo, bo Tajowie przyjeżdżają w dni weekendowe. Jest tłum, więc jak było w weekend? Jak w mrowisku? Za skorzystanie z leżaków pod parasolem babka chce 300 baht (36 zł) za nas dwoje. Pomimo, że będziemy zamawiać jedzenie (wszędzie indziej było dotychczas, że jak zamawiasz to nie płacisz za leżak/leżankę/parasol). Poszliśmy do następnej sekcji a tam babka w ogóle nam kazała iść na tył od ulicy, bo tu jest miejsce dla wielu osób a nie 2.  No rzesz ... 😠 to mam siedzieć prawie na parkingu przy ulicy, bo nie jestem liczną grupą Tajów? A w cholerę poszliśmy do knajpy przy ulicy. Patrzymy w menu, ceny drogie a to knajpa lokalna z ceratami na stołach (i to nie sprzątniętymi po poprzednich, bo się walają kawałki jedzenia). Zawinęliśmy się z powrotem do autobusu do Phetchaburi, żeby dobrze i tanio zjeść. Na pocieszenie pozostaje nam fakt, że nie wzięliśmy taksówki za kupę kasy. A Lonely Planet prosimy o pisanie faktów a nie bzdur (nie pierwszy raz zresztą) 😡.

24 kwietnia 2017

Ko Pha Ngan od 12/04/2017 do 21/04/2017

     Wybraliśmy odległą i odizolowaną zatoczkę z plażą w Thong Nai Pan Yai, żeby było jak najdalej od głównej plaży i całonocnych imprez plażowych full/half/black/jakikolwiek-moon party, no i akurat był Songkran - nowy rok buddyjski. Bardzo przyjemna, sielsko spokojna miejscowość z małą ilością turystów (*). Starlight Resort miał 1 element nie do przebicia: basen praktycznie na plaży. Wybór był słuszny. Wylegiwaliśmy się większość czasu na leżankach nad lub w basenie z przerwami na kąpiel w morzu.
Thong Nai Pan Yai Beach, Starlight Resort, Ko Pha Ngan
Plaża Thong Nai Pan Yai przed Starlight Resort, Ko Pha Ngan
     Mieliśmy jeszcze się przenieść na Ko Tao, ale zostaliśmy na plażowym basenie 😎. W ramach urozmaicenia czasu i zażycia ruchu fizycznego pojeździliśmy skuterem po wyspie i powspinaliśmy się do wodospadów i punktów widokowych (nie licząc opisanej wcześniej wycieczki snorkeling'owej). Nic specjalnego. Wyjątkiem była piękna i kameralna zatoczka i plaża Sadet. Niesamowite uczucie w morzu, gdzie woda na powierzchni jest zimna a zaraz pod spodem gorąca jak w jacuzzi. Skąd się bierze? Do plaży wpada rzeka z zimna wodą z gór, więc wpływająca słodka i lżejsza woda rozlewa się po powierzchni.
Haad Sadet Beach, Ko Pha Ngan
Haad Sadet, Ko Pha Ngan
(*) Porównując tą i inne plaże Ko Pha Ngan, które są daleko położone od głównych imprezowych Haad Rin i Thong Sala, można się pokusić o stwierdzenie, że są tak samo "odludne" i "ucieczką od świata" jak wyspa Koh Phayam, która niby taka ma być. Ko Pha Ngan to niby wyspa całodobowych imprez na plaży. Jak zwykle ktoś kiedyś nakleił etykietkę i tak już zostało.

21 kwietnia 2017

Wycieczka łodzią, Ko Pha Ngan

Tajski longtail
     Popłynęliśmy longtail z Black Coral Tours. Według przewodnika i informacji w internecie snorkelingu nie ma na Ko Pha Ngan (lub Koh Phangan, czy wszelkie inne wariacje ko/h i pha/ngan), więc nie oczekiwaliśmy wiele a raczej wycieczki na klasycznym tajskim longtail wzdłuż wyspy.
     Pływanie longtail jest przeżyciem samym w sobie: beczkowata krypa drewniana z zamontowanym na obrotowym łożysku silnikiem samochodowym i dłuuuugim wałem. W ten sposób to jest i napęd i sterowanie. Niby krypa a dało się rozpędzić do prędkości prawie speed boat i zapewniającej obowiązkowy prysznic morski wszystkim uczestnikom. Musiałem puszkę zakrywać dłonią pomiędzy łykami, żeby to nie była mieszanka z morską wodą.



Ko Ma
     Byliśmy w dwóch miejscach i w obydwu był snorkeling 😁. W pierwszym miały być bardziej korale a w drugim dużo ryb. W obydwu było chyba tak samo, ale przy Ko Ma pejzaż na wysepkę połączoną łachą piasku z lądem wręcz bajeczny 😎.
     Wielkie, żywe i kolorowe korale w towarzystwie kolorowych ryb. Niestety nie udało się uwiecznić Pinokia ani dużej ryby, które były tak płochliwe, że od razu uciekały w głębiny (i pewnie dlatego są duże, bo inaczej by już ich nie było 😋). Czy jest snorkeling czy nie? Co widać pod wodą? Oceńcie sami na przykładach poniżej 😁.



     Po lunch'u na plaży zostaliśmy w ramach wycieczki morskiej niespodziewanie zawiezieni samochodem do wodospadu, gdzie zostaliśmy Tarzan i Jane 😂.




     Na koniec mieliśmy ekstra frajdę, bo nas odwieźli longtail'em wzdłuż wybrzeża do naszego resortu na plaży Thong Nai Pan Yai 😉.

     Na Ko Ma tak się nam podobało, że wróciliśmy skuterem innego dnia. Tam Kaśka uratowała dużą 30 centymetrową małże (czy coś w tym stylu, może ktoś wie co to?). Ktoś ją wyniósł na brzeg. Jak znalazła się pod wodą to zaczęła dychać dziurą po środku (nie wiem czy to gęba czy dupa czy jedno i drugie). Mamy nadzieję że przeżyła 😇.
Zasuszona przeniesiona pod wodę
Tak się prezentuje normalnie pod wodą

14 kwietnia 2017

Szczęśliwego Nowego Roku 2560

Wszystkim czytelnikom naszego bloga

życzymy szczęśliwego nowego roku 2560!

     Songran rozpoczęty i wojny wodne też! Jedni nas polewają, kolejni smarują mydłem a inni talkiem. Jak się zapytałem co z tym talkiem to babka odpowiedziała, że jej rodzina jest w górach, już rozpoczęła świętowanie i piją. Hmm, chyba mi to tego talku nie wyjaśnia ;-) Najważniejsze, że wszyscy mają radochę.  

     Kaśka ćwiczy walkę wodną całkiem sprawnie z użyciem tradycyjnej miseczki

     Na basenie dzielnie walczyła z miejscowymi nygusami

     A skoro Nowy Rok i zdecydowanie związany z wodą to przychyliliśmy się do tradycji i rozpoczęliśmy świętowanie w basenie

PS Songran (tzn. Nowy Rok) trwa w Tajlandii 3 dni, a ponieważ 3 dzień wypada w sobotę to w tym roku trwa do poniedziałku włącznie. Czy jak przejdę na buddyzm w Polsce to w ramach równouprawnienia dostanę urlop na 3 (5 jak w tym roku) dniowy Nowy Rok?

10 kwietnia 2017

Lam Ru National Park od 30/03/2017 do 3/04/2017

     Spodobały nam się domki malowniczo położone w nabrzeżnej dżungli i kameralna plaża.

Khao Lak - Lam Ru National Park: bungalow
Park Narodowy Khao Lak - Lam Ru: bungalow'y
Khao Lak - Lam Ru National Park: Khao Lak Beach
Park Narodowy Khao Lak - Lam Ru: plaża Khao Lak
     Wybraliśmy bungalow w Parku Narodowym Lam Ru, z kilku powodów:
  • jest wewnątrz parku, czyli nie płacimy już 200 baht/osoba dziennie za wstęp,
  • stoi na zboczu w dżungli wśród olbrzymich drzew,
  • piękny widok z tarasu na morze i małą plażę, gdzie nie ma ludzi, bo trzeba zapłacić za wstęp,
  • dżungla w okolicy mieszkalnej jest ucywilizowana, są oświetlone nocą ścieżki i kładki a na plaży jest prysznic i toaleta,
  • cena przystępna - bungalow 2 osobowy 800 baht lub 560 jak jest promocja,
  • bungalow jest prosto wyposażony, ale czysty i ma moskitiery przesuwne w rozsuwanych drzwiach wejściowych na tarasie,
  • jest restauracja, więc jest śniadanie na miejscu.
     Rezerwację trzeba robić przez stronę internetową Parków Narodowych Tajlandii. Tutaj występuje problem dla obcokrajowców, ponieważ rezerwację trzeba opłacić tego samego dnia osobiście do 16:30 w Bank of Thailand albo w kasie parku 😂. Inne opcje płatności teoretycznie są, ale są nieaktywne i wybór jest wyszarzony. Drugi problem jest natury teoretycznej: zakaz spożywania alkoholu i palenia (zarówno analogów jak i elektronicznych) jest na całym terenie parku. Teoretyczny, bo nie jest przestrzegany a przynajmniej nie jest w obszarze noclegowym 😈.
     Wszystko pięknie, więc może to jest miejsce na następny wyjazd? Nocleg jest w szerokim zakresie cenowym od 150 baht za 2 osobowy namiot (9 zł. osoba/doba), przez 2000 baht za duży bungalow 10 osobowy (24 zł. osoba/doba) do 800 baht za bungalow 2 osobowy (48 zł. osoba/doba). To są ceny maksymalne a poniedziałek - czwartek jest zwykle 30% zniżki.
     3 dnia niestety ujawniły się minusy. Deszcz padał tylko wieczorem i w nocy a do popołudnia jest przypalające upałem słońce, ale to nie wystarcza i w dżungli jest wilgotno. Klimatyzatora nie ma, żeby włączyć na osuszanie. W nocy spada temperatura. Wszystko wewnątrz i na zewnątrz jest pokryte rosą. Ubranie, plecaki ... nam zawilgły i zaczęły capić. Rano wszystko wyciągamy na słońce na tarasie i otwieramy wszystkie okna.
Khao Lak - Lam Ru National Park: bungalow
Suszenie ubrań
Khao Lak - Lam Ru National Park: bungalow
Cygaro mierzy czas suszenia 😇
Druga niedogodność zapachowa była związana z szambem. Używanie łazienki aktywowało smrodek z odpływów. Jest OK jak okna i drzwi w łazience są otwarte, ale po nocy słabo. Ciekawe czy przywiezienie z Polski bakterii do szamba by zadziałało?
     Gdzie można znaleźć prawie odludne miejsce w pięknej scenerii z czystą plażą i przejrzystym morzem za taką cenę? Do cywilizacji i tłumnego miasteczka turystycznego ze sklepami, restauracjami i barami jest 3 km. To 40 minut spaceru lub 3 minuty skuterem, który można wynająć za 150 baht/dzień (18 zł.) w cyklu tygodniowym (jak my) lub nawet taniej 100 baht/dzień (12 zł.) w cyklu miesięcznym. Plusy przeważają a na minusy przywieźć bakterie do szamba i sznurek do zrobienia suszarni.
Khao Lak - Lam Ru National Park: Khao Lak Beach
Park Narodowy Khao Lak - Lam Ru: plaża Khao Lak
Khao Lak - Lam Ru National Park: Khao Lak Beach
Park Narodowy Khao Lak - Lam Ru: plaża Khao Lak



     Nie mogliśmy znaleźć w internecie ani zdjęć ani opinii o tym miejscu, więc umieściłem oddzielnie większy opis opcji noclegów w Khao Lak - Lam Ru National Park ze zdjęciami: bungalow'ow, kempingu, namiotów do wynajęcia, terenu i jadłospis restauracji.

8 kwietnia 2017

Autostopem w Tajlandii

     Wyruszyliśmy z wyspy Langkawi w Malezji najwcześniejszym promem o 9 rano optymistycznie nastawieni na dojechanie tego samego dnia do celu w Khao Lak w Tajlandii. Prom dopłynął do Tammalang w Tajlandii niewiele po 10, więc prawie rozkładowo. My byliśmy z bagażami, więc jako ostatni opuściliśmy prom, zostaliśmy ostatnimi w ogonku i czekaliśmy na Tajski stempel w paszporcie ponad 40 minut. Jest 6 okienek, ale otwarte tylko 2. Po co mają się śpieszyć skoro są tylko 3 promy dziennie? Do następnego promu przecież się wyrobią 😡.
     Tammalang jest przystanią na wybrzeżu i tyle. Najbliższa miejscowość Satun jest odległa o 10 km. Oczywiście jest naciągacz z biura podróży, który nam wszystko załatwi. Rozpoczęliśmy negocjacje i zgodziliśmy się przepłacić - 600 baht / osoba za transfer do Satun i autobus z Satun do Khok Kloi, który miał odjechać o 11:00 - już za chwilę. Przepłaciliśmy, ponieważ chcieliśmy pojechać jak najszybciej, ponieważ z Khok Kloi potrzebujemy następnego autobusu do Khao Lak. Google pokazuje, że samochodem do Khok Kloi to prawie 6h a nie wiemy, o której jest ostatni autobus z Khok Kloi do Khao Lak (w drugą stronę wiemy - 22, ale czy rozkład jest symetryczny?). Autobus odjechał punktualnie, ale o 12:10 😬. Potem wlókł się i zatrzymywał co chwila, żeby zabrać lub wysadzić pasażera. Tego nie wzięliśmy pod uwagę, bo dotychczas długodystansowe autobusy nie zatrzymywały się co chwila a tylko na dworcach. Jechał ślimor jeden 8h 😝.
    Jest 20 i jesteśmy w Khok Kloi. Niestety rozkład jazdy autobusów nie jest symetryczny i ostatni autobus w kierunku Khao Lak odjechał o 19 😱. Jesteśmy na skrzyżowaniu autostrad z poczekalnią na świeżym powietrzu, baro-sklepem, toaletą (brudna i brak wody) i następny autobus jest jutro około 7 rano. Pytamy się ile będzie kosztowała taksówka i ma być około 800 baht, ale to ich wróżenie z fusów, bo żadnej taksówki tu nie ma.
     Poszliśmy łapać stopa. 🙋szło słabo ... Zatrzymał się gostek Hilux'em i powiedział, że może nas podwieźć kilka kilometrów dalej, gdzie łączą się 2 drogi i tam powinniśmy łapać. OK. Wysadził nas pod oświetlonym 7-eleven czynnym 24h, żeby nas było widać i tam możemy się zaopatrywać w jedzenie/wodę oraz podarował nam mango. No super, ale przed nami dalej jakieś 40 km 😣. 
     Po 30 minutach machania zatrzymał się Hilux z 3 babkami, niemowlakiem i 2 dziewczynkami. Po angielsku słabo, ale pokazaliśmy w nawigacji na telefonie, gdzie chcemy jechać. Bez pytania zabrali nasze plecaki na pakę, 2 dziewczynki zrobiły miejsca w kabinie (same wlazły na pakę) i pojechaliśmy ... gdzieś? Zaczęła się ulewa - no głupio nam, te dwie na pace, które zrobiły nam miejsce, są siekane przez deszcz. Skręcili z głównej drogi i nie rozumiemy co w Thaiglish do nas mówią. Mamy coś czy kogoś zabrać czy zostawić  ... i co? Okazało się, że po kobitkę, która zna j. angielski a 1 kobitę i 2 dziewczynki zostawić. Babka, mówiąca w j. angielskim, próbuje się dowiedzieć gdzie dokładnie jedziemy, ale chyba nie zna Khao Lak i nie możemy się dogadać. Mi już bateria padła telefonie i nie mam jak pokazać w nawigacji. W końcu ustaliliśmy, że to na początku Khao Lak, ja wiem gdzie i pokażę. Deszcz leje, widoczność słaba, babka prowadzi tą półciężarówkę tylko 30 km/h i z włączonymi długimi światłami - bo przecież nic nie widać, a że w deszczu długie światła nie pomagają i tylko oślepiają jadących z naprzeciwka ... Niemowlę zaczęło ryczeć jak zarzynane i nie przestaje. Kierująca babka ledwo sobie radzi z samochodem, więc druga co się dosiadła oddaje jej ryczące niemowlę i wymienia ją za kierownicą (i zabiera ze sobą szklankę, z którą wsiadła). Zdecydowanie lepszy układ: jedziemy stabilnie 60 km/h bez długich świateł i dziecko przestało ryczeć jak dotychczasowa kierująca zaczęła mu śpiewać coś po Tajsku. Nowa kierująca popija ze szklanki i w przerwach miedzy ryczeniem dziecka a śpiewem zagaduje nas po angielsku. Okazuje się, że kobity jechały do niej z wizytą, bo jej mąż wypłynął w rejs jachtem i chata wolna. Ona w oczekiwaniu już rozpoczęła wieczór i szklanka, z której popija, to wino 😁. Jak wjechaliśmy w góry w wijącą się drogę to na pierwszym zakręcie zrobiło się groźnie, ale dała radę i dalej ze szklaneczką już tylko 20 km/h. Wszystkie się z tego uchachały i rozgadały jak przekupy. Chichrając się wytłumaczyły w Thaiglish, że wytyczający drogę urzędnik musiał być pijany, że mu takim wężem wyszła.
     Po 21 dojechaliśmy do szlabanu ze strażnicą Parku Narodowego Khao Lak - Lam Ru. Parka rangers'ów była już przebrana w piżamy, ale dali klucz do bungalow'u. Nasza przemiła podwózka poprosiła panią rangers o wspólne zdjęcie nas z całą babską gromadką z Hilux'a. Panie nie chciały od nas wziąć pieniędzy, nawet jak nalegaliśmy żeby chociaż za benzynę. Podwiozły nas specjalnie 40 km i musiały jeszcze wrócić. Dziękujemy przemiłym i uczynnym Tajkom!!! 😊
     Po ponad 12h i 500 km podróży z przesiadkami wprowadziliśmy się szczęśliwie do bugalow'u na palach w dżungli rezerwatu.


     Jak by ktoś chciał zrobić taką trasę to sugeruję: śmignąć szybko z promu do stemplowania paszportów (żeby nie być ostatnim), samemu do songtaew jadącą na dworzec autobusowy w Satun (pewnie 100 baht/osoba, ale songtaew odjeżdża jak jest pełna, więc bycie ostatnim jest ryzykiem czekania na następny prom) i w Satun samemu kupić bilet za 237 baht/osoba na najbliższy autobus do Phuket, czyli odjeżdżający ok. 12 (ten, którym my jechaliśmy). Jak dojedzie przed 19 do Khok Kloi to tam wysiąść i złapać ostatni autobus jadący do Khao Lak. Jak autobus dojedzie później to nie wysiadać, pojechać nim do końca na dworzec autobusowy w Phuket i przenocować gdzieś w pobliżu, np. Sleep at Phuket. Dopiero następnego dnia pojechać autobusem do Khao Lak (autobus do Takua Pa, Ranong lub Chumpion; średnio jeżdżą 2 na godzinę; jedzie 2h, ok. 100 baht/osoba).

7 kwietnia 2017

Langkawi od 28/03/2017 do 30/03/2017

     Na wyspie Langkawi zjawiliśmy się z prozaicznego powodu przekroczenia jakoś granicy z Tajlandią bez jeżdżenia na około. Niedaleko jest lokalne lądowe przejście graniczne w Kaki Bukit - Wang Prachan, ale w przewodniku nie ma o nim wzmianki a w Internecie można tylko znaleźć gdzie leży (Google maps) bez informacji czy i co tamtędy jeździ ani w jakich godzinach jest otwarte 😕. Są za to promy na Langkawi z Kuala Perlis w Malezji i do Tammalang w Tajlandii. Oczywiście fakt, że Langkawi to wyspa bezcłowa z tanim i bogatym wyborem wszelkich alkoholi nie miał absolutnie wpływu na decyzję 😀.
Orzeł, symbol Langkawi
     Skoro tylko przekroczyć granicę i zaopatrzyć się w bezcłowym to zostaliśmy przy przystani w mieście Kuah, w którym nic nie ma poza wielką statuą orła, symbolu Langkawi. Bezcłowe galerie handlowe podupadły, połowa jest zamknięta a w czynnych tylko połowa przestrzeni jest wykorzystana. Nie wiemy dlaczego. Ceny w tej "bezcłówce" są tylko trochę tańsze niż w Polsce lub takie same. Dużo tańsze są wyroby tytoniowe - paczka papierosów od 1 zł., znane marki od 6 zł.. W porównaniu do reszty Malezji to taniocha, bo Malezja ma olbrzymią akcyzę na alkohol (3x drożej niż w Polsce) i wyroby tytoniowe (trochę drożej niż w Polsce). W listopadzie 2016 celnicy wprowadzili limity miesięczne n osobę na bezcłowe zakupy alkoholu i papierosów: 5 litrów "liquor" (w tym wino, które według muzułmanów to też "liquor"), 3 kartony piwa i 3 kartony fajek. W każdym sklepie siedzi celnik i rejestruje co kupiłeś na twój numer paszportu - super fucha, bo klientów oprócz nas nie widziałem. Co po przekroczeniu limitu? Abstynencja? Na wyspie nie ma w sprzedaży alkoholu z podatkiem. Nam starczyło limitu, ponieważ byliśmy tylko 2 dni 😜.
     Nocowaliśmy w Joy Motel, który jest OK: czysty, tani - 60 ringgitów, niedaleko do miasta i przystani. Uwaga: żeby nie taksówkarz to byśmy nie znaleźli, ponieważ nie ma szyldu a recepcja to biurko za kratami ukryte w kącie przy schodach 😵. W okolicy jest mnóstwo innych moteli, których nie ma ani w portalach hotelowych ani na mapie - mają za to szyldy od ulicy, ale to dopiero zauważyliśmy spacerując następnego dnia po okolicy.

5 kwietnia 2017

Ipoh - konkurencja dla George Town

Zostało kilka dni do powrotu do Tajlandii, trzeba gdzieś było spędzić te kilka dni, w miarę blisko trasy powrotnej. Padło w związku z tym na miasto Ipoh.
Miasto nowoczesne, ale z zachowaną starszą zabudową. Moim zdaniem miasto wypada bardzo korzystnie, ceny hoteli są bardzo w porządku, nie tak wygórowane jak w George Town, które jest bardziej popularne. I tu akurat bardziej podoba mi się Ipoh, jest tu mniej turystów, w związku z tym nie wpada się non stop na zwiedzających. W spokoju można oglądać stare budownictwo i murale. W George Town do każdego murala jest kolejka, w Ipoh spokojnie można pobawić się z mapą w szukanie murali, bo o obecności takowego nie świadczy tłum. Stara zabudowa w Ipoh zajmuje jednak mniejszy obszar, ale dużo przyjemniej się po niej chodzi. Ale jest to miasto na jeden, dwa dni. Bardzo dobre miejsce do relaksującego leniwego zwiedzania.
Jeden z odnalezionych mural - sprzedawca owoców. Kilku murali niestety nie udało się odnaleźć.
Stara odnowiona uliczka
Uliczka z knajpami i sklepami dla turystów, jak widać turystów jeszcze w tym mieście jest mało.

Stara budynki z czasów kolonialnych
Kolejny mural
Mural z "Kopi O" czyli czarną kawą w foliowej torebce na wynos. Nawet krople wody namalowano realistycznie.
Pijus pijusa zawsze odnajdzie, choćby to był pijus namalowany ;)
Witek: 2 tygodnie w muzułmańskim kraju bez kropelki alkoholu to nawet przy muralu 🍺 chce się postać 😉
Nowy skwer z wierzą zegarową i pasażem knajpianym
Witek: chyba z "wieżą"? 😜

Ipoh od 25/03/2017 do 28/03/2017

Dragon & Phoenix Hotel, Ipoh, Malaysia
     Dragon & Phoenix Hotel jest prawdziwie budżetowy, tzn. minimalistyczne wyposażenie, jest czysty, ma wygodne łóżka (co w Malezji w tym zakresie cenowym jest wyjątkiem) i kosztuje tylko 69 ringgitów (można płacić kartą i bez dodatkowej prowizji, co też jest wyjątkiem w Malezji). Dlaczego tak się różni od innych paskud Malajskich: właścicielami są Chińczycy a obsługa to Hindusi. Wady zawsze można znaleźć i są: internet przez hotelowe wi-fi praktycznie nie działa a niedaleko jest głośny bar karaoke, gdzie Azjaci wyją koszmarnie zawodząc do późnej nocy.
     Dojazd z nowego dworca autobusowego Terminal Amanjaya, położonego 12 km od miasta, jest autobusem nr 116 za 2,80 ringgita, który kończy trasę na miejskim, lokalnym dworcu i to jest spory kawałek do hotelu. Nasz kierowca był tak miły i powiedział, żebyśmy nie wysiadali, bo on jedzie dalej i wysadził nas 200 m od hotelu. W drugą stronę z hotelu na dworzec skorzystaliśmy z Ubera przez Google Maps z promocją 10 ringgit na start i zapłaciliśmy tylko 1 ringgit (94 grosze).

4 kwietnia 2017

Cameron Highlands - dużo, dużo herbaty

Miejsce budzi we mnie mieszane uczucia, piękne widoki pól herbacianych, ale nic więcej. Człowiek pchał się tam tyle godzin, żeby przez kilka minut pooglądać wzgórza herbaciane... Widoki są naprawdę piękne, ale wkurza azjatycki sposób zwiedzania: zawożą busami, masz kilka minut na zrobienie zdjęć i wypad! A oprócz tego nie ma tam co robić, bo same miasteczko jest koszmarne.
A to miejsce aż prosi się żeby zrobić szlaki i godzinami i kilometrami plątać się pi wzgórzach.... Oczywiście tutaj parę osób, które tam były, by się pewnie oburzyło, bo przecież są szlaki, nawet jest mapa ze szlakami! Ano jest mapa! Nawet trzeba ją kupić, nie ma darmówek a prawie 50% zajmują reklamy. Pełni optymizmu poszliśmy na wybrany szlak nr 5. Po godzinie błądzenia zaczęliśmy się wkurzać, po 2 godzinie znaleźliśmy wejście na szlak nr 7 (ukryty na zapleczach osiedla, w dziurze w żywopłocie i za kanałem ściekowym), po kolejnej pół godzinie szukania szlaku nr 5, który miał się zacząć tuż obok szlaku nr 7 poddaliśmy się. Tak gównianej mapy (firmy http://www.sunspot.com.my/maps.html) i tak gównianych oznaczeń szlaków nie widziałam nigdy, ale co się dziwić, Azjaci nie chodzą! Azjaci podjeżdżają pod atrakcję, robią zdjęcia i odjeżdżają. 

Ukryte wejście na szlak
Wzgórza herbaciane
Miało wyglądać, że piję herbatę, ale chyba nie wyszło ;-)
Więcej wzgórz herbacianych
i jeszcze ...
i jeszcze więcej ...
i tak w nieskończoność.

Swoją drogą nigdzie w Malezji nie widziałam herbaty, którą tam uprawiają, Można ją kupić tylko na miejscu i nigdzie więcej.

Inne atrakcje są też azjatyckie, jest milion farm truskawek, gdzie można zobaczyć jak rosną truskawki i kupić produkty z truskawek. Tego chyba nigdy nie zrozumiem, że atrakcją jest oglądanie jak rosną truskawki....
Są farmy warzywne i farmy motyli. Na jednej farmie motyli niestety byliśmy, motyli było kilka a reszta to króliki, świnki morskie, owady i szklarnia z gerberami....

Jedyną fajną atrakcją jest Mossy Forest na Gunung Brichang, wiecznie zamglony i wilgotny las, po którym można trochę pochodzić i popodziwiać obrośnięte mchem drzewa.

Mossy Forest, Gunung Brichang
Mossy Forest, Gunung Brichang
Do tego w górach jest zimno!!! W nocy temperatura spadała do około 20 stopni. Prawie cały czas pada, wszystko człowiek ma mokre, pranie nie schnie tylko z każdym dniem robi się coraz bardziej mokre i śmierdzące ;)

1 kwietnia 2017

Nieoczekiwana zmiana planów

     Zrobiliśmy fajną wycieczkę morską z G Adventures. Pogadaliśmy sobie i okazało się, że szukają pracownika ze znajomością j. angielskiego i jako takim snorkeling'iem do pomocy w obsłudze wycieczek. Zaproponowali mi pracę 😃. Kaśka będzie szukać.
     Moje papiery starczają, więc złożyliśmy w Urzędzie Imigracyjnym wnioski o karty rezydenta. Czekamy na decyzję 😎.