9 listopada 2016

Khorat - Laos

Podróż jak zwykle była emocjonująca, zwykła podróż jest nudna.
1. Zaczęliśmy od tuk-tuka bez ekscesów z hotelu na dworzec (60B).
2. Następnie 6 godzin (teoretyczne) autobusem do granicy z Laosem. Autobus wypaśny, wielkie siedzenia (tylko 3 w rzędzie a nie 4), rozkładane do pozycji leżącej, przy każdym siedzeniu zamontowany tablet dotykowy z internetem, wifi na pokładzie (340B/osoba).
Wypaśne siedzenia
Panoramiczny widok na drogę z naszego 1 rzędu na górnym pokładzie
Wszystko pięknie i  wspaniale gdyby po chwili nie okazało się, że po autobusie grasują tabuny prusaków. Sąsiad położył pojemniczek z jedzeniem i po chwili jedzenia już nie miał, za to masę nieproszonych gości. Ja po otworzeniu schowka w poręczy, gdzie był schowany składany stolik równie szybko schowek zamknęłam i przytrzymałam łokciem żeby ze środka nie wysypało się stado prusaków, które ewidentnie zrobiły sobie w nim lęgowisko.
W trakcie podróży teoria czasu jazdy przeszła w praktykę, ponieważ po deszczu autostrada zatonęła a potem jeszcze bus się stuknął z Hiluxem (*) i trwało spisywanie...
Autostrada utonęła
Osobówki miały ciężko
3. Następnie ze stacji autobusowej blisko granicy kolejnym tuk-tukiem który dowiózł nas do granicy z Laosem (100B).
4. Opuściliśmy Tajlandię i przejechaliśmy busem przez Mekong ze strony Tajlandzkiej na Laotańską, Bus to jedyna opcja (płatna 20B/osoba), ponieważ po moście nie można przechodzić piechotą.
4. Aby zdobyć wizę laotańską trzeba było: w okienku numer 2 pobrać formularze, po uzupełnieniu formularzy wraz ze zdjęciem złożyć je w okienku numer 1, a następnie po kilku minutach czekania odebrać gotową wizę w okienku numer 3. Wszystko zgodnie z numeracją, okienka są ponumerowane od lewej do prawej, ale to nie jest kolejność działań :-) Opłata 30$ + 1$ za pracę w nadgodzinach (doliczany po 16).
5. Po uzyskaniu wizy na piechotkę na stronę laotańską, gdzie miał być miejski autobus. Autobus jest, a i owszem, ale jeździ tylko do 18, a była 19. Zaczęły się negocjacje z taksówkarzami, drogo... Negocjacje były prowadzone równolegle, my i paru innych pasażerów, każdy negocjuje z kimś innym. Zaczepiła nas inna pasażerka, która próbowała nas namówić, że cały tuk-tuk jest za określoną kwotę i jak się z nimi zabierzemy to kwota na osobę mocno spadnie. Jej negocjacje były w bahtach tajlandzkich, nasza negocjacja busa w kipach laotańskich. W przeliczeniu na złotówki nasz bus był nieznacznie tańszy od tuk-tuka. Kierowca tuk-tuka szybko usłyszawszy różnicę zgodził się pojechać za kilka złotych mniej. Udało się, wszyscy zapakowani, można jechać.
Jak by komuś było potrzebne to rozkład jazdy autobusu nr 14:
6. My mieliśmy najdalej, więc gdy wszyscy wysiedli kierowca nie chciał jechać dalej, bo nie wiedział kompletnie gdzie (zero inglisz, zero zrozumienia koncepcji nawigacji GPS w telefonie, zero umiejętności czytania mapy). Przyszła pomoc, inni próbowali wytłumaczyć mu gdzie ma jechać. Udało się znowu i kierowca pojechał dalej z Witkiem jako pilotem z nawigacją w ręce. Po dojechaniu na miejsce kierowca wydawał nam 1/3 reszty i z uśmiechem patrzy na nas i pyta czy może być? Mówimy, że nie, że za mało. Dołożył jeszcze trochę, już prawie 2/3 reszty. Mówimy, że dalej za mało to resztę reszty wydał nam w bahtach tajlandzkich zamiast w kipach. Trochę mu jeszcze zabrakło do całej reszty, ale mu darowaliśmy (Bóg wie w jakiej walucie by nam dołożył).
7. Hostel znaleziony. Okazuje się, że nasza rezerwacja przez agoda.com nie jest dobra, bo w tej cenie oni nie mają pokoju z łazienką tylko bez łazienki. Witek się zaparł, w rezerwacji była to oczekujemy, że będzie łazienka. Ze strony obsługi padło pytanie "Czemu nie rezerwowaliście przez booking,com? Tam jest pokój bez łazienki, a na agodzie.com jest z łazienką i tam jest źle". To chyba nie wymaga dodatkowego komentarza z mojej strony. Witek był uparty więc zaczęło się dzwonienie gdzieś i kombinowanie. Po długich rozmowach obsługa zgodziła się dać nam pokój z łazienką, ale za 5 dolarów drożej, machnęliśmy ręką na tą dopłatę. I tak oto po długim dniu staliśmy się mieszkańcami pokoju z łazienką w "uroczym" hostelu o czym jeszcze napiszemy.

Tak swoją drogą można się pogubić w walutach. Wizę laotańską opłaca się w dolarach. Tuk-tuk lub bus od granicy można opłacać w bahtach lub kipach, jak widać resztę można dostać w mieszanej walucie. Natomiast opłata za hostel była w dolarach (tzn. można w kipach, ale pani pokazała że będzie drożej).

(*) Hilux to wypaśny terenowy pick-up Toyoty - jakby ktoś nie wiedział. Na drodze widać albo skuter albo Hilux albo tuningowany Hilux z szerokimi nisko profilowanymi oponami rajdowymi na tor (w sam raz do terenówki z napędem na 4 koła). No czasem zdarza się osobówka albo inny model pick-up'a.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz