22 września 2016

Ko Samui

Wrażenia z wyspy nieco inne niż ze stałego lądu, dużo więcej turystów niż w Hua Hin czy Klong Wan. Na szczęście mamy miejscówkę przy spokojniejszej i mniej obleganej plaży Lamai, taka trochę plaża dla emerytów, czyli jesteśmy na swoim miejscu ;). Wizyta na plaży Chaweng udowodniła, że to był dobry wybór. Na Chaweng tłum, bary jeden przy drugim z disco i blisko lotnisko, przez co samoloty latają tam nisko i głośno.

Kolejna różnica to poruszanie się po wyspie pojazdami zmotoryzowanymi. Jeżdżą trochę bardziej brawurowo niż na lądzie, ale pierwsze wrażenie było gorsze, po wypożyczeniu skuterów okazało się, że nie jest tak źle. Natomiast skutery potrafią jeździć w nocy bez oświetlenia, co powoduje, że wycieczki staramy się kończyć w hotelu przed zmrokiem ;)
Dodatkowo nie wiem kto wyszkolił miejscowych taksówkarzy i kierowców małych busów. Naprawdę jeśli każda taksówka na nas trąbi, a w nocy dodatkowo daje po oczach długimi światłami to wcale nie zachęca nas do zabrania się tym transportem. Zwłaszcza po dostaniu po oczach długimi mam ochotę rzucać kamieniami w potencjalny transport, a nie z niego korzystać. W dodatku użycie klaksonu i długich świateł przez pojazd jadący przez skrzyżowanie sygnalizuje, że pojazd nie zatrzyma się na skrzyżowaniu i nie należy skręcać, co w pierwszym odruchu jest mylące, bo u nas długie znaczą, że pojazd cię przepuszcza ;)

Po prawie 3 tygodniach picia miejscowego wodnistego piwa zamarzyło mi się wino. W sklepie niestety wino kosztuje dużo więcej niż w Polsce. Z wyrzutami sumienia poczyniłam zakup wina za 299 THB, co równa się dwóm posiłkom w taniej knajpie (nawet dwóm i pół licząc, że danie jest za 40 lub 50 THB).
Co trochę dziwne zauważyliśmy że w miejscowym markecie ceny są wyższe niż na ulicy. W markecie kokos kosztuje 35, a na stoisku w Hua Hin 25 za mały, 30 za duży.

Zebrało mi się i jeszcze muszę się podzielić spostrzeżeniami dotyczącymi bliższych kontaktów białasów z Tajkami. W każdym barze siedzą wystrojone Tajki w różnej wielkości grupkach. Ale to prawie nie ma wyjątku, każdy bar ma swój zestaw dziewczyn. Co za tym idzie prawie każdy samotny białas plącze się po mieście za rączkę z ładną Tajką. W sumie nie mam nic przeciwko, ale dziwi mnie że aż tyle osób potrzebuje takiej kłamanej rozrywki, chodzą trzymając się za rączki przez dwa tygodnie..... aż do następnej zmiany turnusu....
Ps. Korci zrobić eksperyment i wysłać męża samego do knajpy w celach badania szybkości zawiązywania przyjaźni przez miejscowe dziewczyny ;)

Nastąpiło przyzwyczajenie do temperatury, okazało się, że przy klimie ustawionej na 26 stopni jest za zimno w pokoju ;)

Miały być fotki, ale nie będzie, bo turyści zużyli cały internet na wyspie i nic się nie chce wczytać!

1 komentarz:

  1. Na eksperymenty jestem gotowy. Trzeba poznawać lokalne obyczaje, społeczność i się socjalizować.

    Uwaga do autorki: klimę na noc ustawiam na 28 stopni :-)

    OdpowiedzUsuń