25 lutego 2017

Bang Ben i Ko Hin Pla

Po wypadzie do Phang Nga wróciliśmy na 3 dniowy odpoczynek do Khao Lak do naszej stałej miejscówki. Gdy nabraliśmy sił nic nierobieniem zapakowaliśmy plecaki na skutery i wyruszyliśmy w dalszą drogę. Tym razem zrobiliśmy sobie większe wyzwanie, pierwszy przystanek wypadł za  około 160 km w wiosce z jedną główną ulicą, dwoma sklepami, dwoma resortami (w tym jeden wyglądał jak zamknięty). Ten w którym się zatrzymaliśmy Wassana Resort, był oczywiście tuż przy głównej ulicy. Nazwę resort właściciel nadał mu zbyt pochopnie lub za dawnych lat świetności miejsce faktycznie mogło uchodzić za resort. Domki stare, nadgryzione zębem czasu, ale czyste, a że prowadzone przez białasa to nawet z siatkami w oknach. Co z tego jak jednego wieczoru zza łóżka wyszedł nam bardzo dorodny okaz pająka, oczywiście od strony poduszek. Zastanawiam się dlaczego pająki uwielbiają łóżka.
Wassana resort
Bungalow w Wassana resort

Właściciel resortu nieco roztrzepany, ale wprowadzał bardzo miłą atmosferę.
Sama miejscowość Bang Ben mieści się w lasach namorzynowych i tuż przy parku narodowym Laem son. Plaże z racji położenia są małe, morze płytkie a piasek gliniasty. Główna plaża znajduje się na terenie parku narodowego i za wejście na jej teren każą sobie płacić 200 bahtów. W związku z tym nikt tam nie chodzi. 
Pokierowani przez właściciela resortu wybraliśmy się na inną plażę bardzo przez niego wychwalaną. Plażą okazała się bardzo fajna, w zatoczce, częściowo piaszczysta, częściowo kamienista, z wysokim klifem. Woda za to tak płytka że można jedynie nogi pomoczyć. Plaża miała jedną bardzo ważną cechę, przez cały dzień nie było na niej nikogo oprócz nas. Prawdziwa dzika pusta plaża.
Dzika bezpłatna plaża w Bang Ben
Dzika plaża
Na tej plaży obserwując przyrodę zauważyłam bardzo ładną skałę:
- Patrz jaka ładna skała w krztałcie dużego jaszczura.
- To nie skała, to konar. Ale faktycznie wygląda jak jaszczur.
- Nie no mówię ci, że to skała. Chodź idziemy obejrzeć.
Gdy zbliżyliśmy się na odległość około 50 metrów, skała zdecydowała się odpełznąć w krzaki, widać się jej nie spodobaliśmy na jej własnej plaży :)
Dzika plażą ciąg dalszy i zbieranie muszli
Stare drzewa wrośnięte w skałę
Generalnie pobyt w Bang Ben był spowodowany nie dziką plażą, a laguną na wyspie Ko Hin Pla, którą Witek wyszperał w internecie, a właściciel resortu w którym się zatrzymaliśmy organizował wycieczki na tą lagunę.  Faktycznie wycieczka była bardzo udana, laguna jak marzenie, z bardzo małą liczbą zwiedzających. Co dziwne akurat trafiliśmy na kręcenie filmu i mieliśmy zakaz zbliżania się w tamtą część laguny. W związku z tym postanowiliśmy iść popływać z drugiej strony, ale laguna jak to laguna ma kształt półkola więc obawiam się, że na filmie będzie widać dwie pływające postacie.
Laguna na wyspie Ko Hin Pla i statek filmowany przez ekipę filmową
Przeciwna strona laguny i nasz transport
Cała laguna na zdjęciu się nie zmieściła ;)
W tym miejscu pierwszy raz w życiu widziałam koralowce o tak jaskrawych barwach, czerwone i fioletowe.  Ryb było zatrzęsienie, tutaj został odnaleziony Nemo ;)
Ko Hin Pla
 Jadowicie czerwony koral

Jak rozpoznać Polaka na wakacjach :P

Brakuje klapeczek? Też są!
I chyba jednak mnich rzucił na nas klątwę, a nie błogosławieństwo. Zeżarły nas znowu muszki, Witka nieco mniej, mnie trochę bardziej. Mamy reakcję uczuleniową na te ugryzienia, puchną, swędzą i wydzielają z siebie substancję już cały tydzień :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz