Na każdej ulicy jest zatrzęsienie barów, można wybierać i przebierać, każdy znajdzie coś dla siebie. Obok naszego hotelu jest uliczka z kilkoma barami ewidentnie zatrudniającymi tylko ladyboyów, wszystkie bary są obok siebie. Przed każdym z nich siedzi stado facetów wyglądających lepiej od niejednej kobiety, wystrojeni w super sukienki, na niebotycznych obcasach, wymalowanych tak, że ja przez 10 lat treningu nie będę potrafiła się tak umalować. Generalnie wyglądają wystrzałowo, ale widać, że coś tu nie gra, a cała magia znika jak się odezwą ;)
Oczywiście najważniejszym miejscem miasta jest Walking street, ulica zamykana dla ruchu kołowego od 7 wieczorem do 3 nad ranem. Na tej ulicy jest jeszcze większe zagęszczenie barów i klubów niż gdzie indziej. Przed każdym z nich stoją dziewczyny (tu już nie było łatwo, wydaje się że większość z nich to naprawdę są dziewczyny) wystrojone w stroje przewidziane dla danego lokalu i nagabują panów do wejścia, mnie zresztą też nagabują. Bardzo dziwne uczucie, gdy ladyboy siedzący przed knajpą macha do ciebie, uśmiecha się, przesyła całuski i nawołuje do wejścia. Nie można się swobodnie przyglądać, bo mają nadzwyczajny zmysł wyłapywania kto im się ukradkiem przygląda.
Przekrój strojów u panien jest bardzo zróżnicowany, od miniów i szortów, poprzez stylizację na uczennice czy stewardessy.
Co kilka sekund ktoś wtyka pod nos broszurę informującą jaki pokaz ping pong można obejrzeć w mijanym lokalu, broszury wyraźnie obrazkowo przedstawiają w jaki sposób panie będą wyrzucać piłeczki.
Są również lokale z laskami przebranymi za "skromne" uczennice, co widać na zdjęciach poniżej i dedykujemy wiadomo komu ;-)
Zdjęcia marne, bo głupio mi było podchodzić i z bliska pstrykać zdjęcia |
Uczennice ze specjalną dedykacją dla pewnego nauczyciela |
Jest też plaża z serwisem kelnerskim:
I żeby te plusy plaży nie przysłoniły wam minusów to w wodzie jest naprawdę śmietnik (przewodniki odradzają kąpiel):
Za to panorama miasta przedstawia się imponująco.
Panorama Pattaya |
Z tego co piszecie, to miasto pelne atrakcji i nie tylko dla nauczycieli;-) Gralem ostatnio w ping-ponga w Gruzji w towarzystwie o nieprzecietnych umiejetnosciach. Ale nie wiem, czy udaloby sie kogos namowic, aby zaplacil za nasz pokaz;-) Moze jakby Ninko stala przy stole.
OdpowiedzUsuńPrzeszedlem sie Walking Street, ale za dnia nie ma tam za wiele atrakcji. Owszem, knajpek jak psow. Jedna nawet z dosc oryginalna elewacja - Moon Club. Na Waszej ulicy Pattayasaisobg znalazlem rosyjska knajpke. Mozna na gorzalke tam skoczyc wieczorym;)
OdpowiedzUsuńNo to pod Moon Club mogliśmy się minąć :) Za takiego ping -ponga nikt by nie zapłacił, ale ćwicz, nigdy nic nie wiadomo! W końcu jak pisałam dla kobiet nie ma nic ciekawego ;)
Usuń