Luang Prabang jest bardzo urokliwym miasteczkiem ładnie położonym w dolinie pomiędzy górami: dawna stolica, ładna niska zabudowa, szerokie ulice z chodnikami, bulwary nad 2 rzekami, mnóstwo wat'ów i dużo zieleni.
|
Najstarszy wat - jeszcze bez złoceń |
|
Smoki i węże pięknie rzeźbione |
|
Odnowiony wat lśni dumnie na złoto |
|
Skromniejszy braciszek też musi być na złoto |
|
Wat "znaleziony" w bocznej alejce |
|
Ulica ze starą zabudową |
Na ulicy najwięcej jest chodzących w te i wewte turystów i mnichów buddyjskich pod parasolem. Miejscowi nie chodzą tylko jeżdżą skuterkami, włącznie z dziećmi z/do szkoły.
|
Klasyczny mnich wędrujący ulicą pod parasolem |
Warto wejść na wzgórze Phousi (wstęp 20000) w centrum miasta dla pięknej panoramy.
|
Panorama Luang Prabang z wzgórza Phousi |
No i oczywiście świątynki oraz dużo schodów ze smokami.
|
Wat na wzgórzu Phousi |
|
Smocze schody |
Zachody słońca nad górami są bardzo urokliwe, ale nie na polecanym wzgórzu Phousi. Tam przychodzą tłumy turystów, przepychających się i zasłaniających widok, żeby zrobić kolejne wśród milionów "perfekcyjne" zdjęcie zachodu słońca.
|
Tłum turystów na wzgórzu Phousi podczas zachodu słońca |
Zdecydowanie spokojnie i przyjemniej jest spędzić wieczór nad Mekongiem na tarasie lokalnej knajpki z równie ładnym zachodem słońca.
|
Zachód słońca nad Mekongiem z tarasu restauracji. |
Wieczorem trzeba się udać na obżarstwo na ulicy jedzeniowej. Bierzesz miskę, nakładasz co i ile chcesz z wystawy: warzywa, makarony, ryż i sałaty/surówki. Jak chcesz dajesz miskę obsłudze straganu, która odsmaża twój miks w woku. Mięsa i ryby leżą grillowane obok. Cena za miskę 15000 i po 10000 za rybę/szaszłyk/kiełbasę/kurę czy inne mięso z grilla w porcjach.
|
Stragan z jedzeniem |
|
Tłum turystów wciskający się do straganów na ulicy jedzeniowej |
Po jedzeniu spacer główną ulicą z nocnym targiem.
|
Nocny targ |
|
Zabytkowy Citroen pod odrestaurowaną willą. |
Trochę smutnej historii...
Luang Prabang był królewską stolicą do 1975 roku, kiedy komuniści z Pathet Lao pod wodzą księcia z rodziny królewskiej i przy pomocy bratnich wojsk wietnamskich zajęli po latach walk kraj. Rodzina królewska skończyła smutnie. Oficjalnie została osadzona w 1975 w obozie reedukacyjnym a w 1989 roku ogłoszono, że tam zmarli. Kolejny przykład historyczny, że nieważne jak byle dorwać się do władzy a że trzeba rodzinę wykończyć i zniszczyć kraj to szczegół.
Komuniści zastrzelili około 45 000 swoich rodaków, uciekających przez granicę z Tajlandią przed głodem i "reedukacją". Jedynie słuszna linia partii i braterska przyjaźń z Wietnamem oficjalnie trwa dalej, ale obecnie to wygląda na wietnamską wersję socjalizmu, czyli róbcie co chcecie, bogaćcie się, zakładajcie biznes, ... dopóki nie łamiecie prawa i nie odzywacie się na temat partii, rządu czy państwa. Przy czym jako falang (obcokrajowiec) nie należy liczyć na równouprawnienie względem prawa, ponieważ jesteś zawsze winny - nawet jak udowodniono winę Laotańczykowi w sądzie to sędzia orzekł, że jakbyś falang tu nie przyjechał to wypadku by nie było, więc to twoja wina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz