Po wypadzie do Phang Nga wróciliśmy na 3 dniowy odpoczynek
do Khao Lak do naszej stałej miejscówki. Gdy nabraliśmy sił nic nierobieniem
zapakowaliśmy plecaki na skutery i wyruszyliśmy w dalszą drogę. Tym razem
zrobiliśmy sobie większe wyzwanie, pierwszy przystanek wypadł za około 160 km w wiosce z jedną główną ulicą,
dwoma sklepami, dwoma resortami (w tym jeden wyglądał jak zamknięty). Ten w
którym się zatrzymaliśmy Wassana Resort, był oczywiście tuż przy głównej ulicy. Nazwę resort
właściciel nadał mu zbyt pochopnie lub za dawnych lat świetności miejsce
faktycznie mogło uchodzić za resort. Domki stare, nadgryzione zębem czasu, ale
czyste, a że prowadzone przez białasa to nawet z siatkami w oknach. Co z tego
jak jednego wieczoru zza łóżka wyszedł nam bardzo dorodny okaz pająka,
oczywiście od strony poduszek. Zastanawiam się dlaczego pająki uwielbiają
łóżka.
|
Wassana resort |
|
Bungalow w Wassana resort |
Właściciel resortu nieco roztrzepany, ale wprowadzał bardzo
miłą atmosferę.
Sama miejscowość Bang Ben mieści się w lasach namorzynowych
i tuż przy parku narodowym Laem son. Plaże z racji położenia są małe, morze
płytkie a piasek gliniasty. Główna plaża znajduje się na terenie parku
narodowego i za wejście na jej teren każą sobie płacić 200 bahtów. W związku z
tym nikt tam nie chodzi.
Pokierowani przez właściciela resortu wybraliśmy
się na inną plażę bardzo przez niego wychwalaną. Plażą okazała się bardzo
fajna, w zatoczce, częściowo piaszczysta, częściowo kamienista, z wysokim
klifem. Woda za to tak płytka że można jedynie nogi pomoczyć. Plaża miała jedną
bardzo ważną cechę, przez cały dzień nie było na niej nikogo oprócz nas.
Prawdziwa dzika pusta plaża.
|
Dzika bezpłatna plaża w Bang Ben |
|
Dzika plaża |
Na tej plaży obserwując przyrodę zauważyłam bardzo ładną skałę:
- Patrz jaka ładna skała w krztałcie dużego jaszczura.
- To nie skała, to konar. Ale faktycznie wygląda jak jaszczur.
- Nie no mówię ci, że to skała. Chodź idziemy obejrzeć.
Gdy zbliżyliśmy się na odległość około 50 metrów, skała zdecydowała się odpełznąć w krzaki, widać się jej nie spodobaliśmy na jej własnej plaży :)
|
Dzika plażą ciąg dalszy i zbieranie muszli |
|
Stare drzewa wrośnięte w skałę |
Generalnie pobyt w Bang Ben był spowodowany nie dziką plażą,
a laguną na wyspie Ko Hin Pla, którą Witek wyszperał w internecie, a właściciel resortu w którym się
zatrzymaliśmy organizował wycieczki na tą lagunę. Faktycznie wycieczka była bardzo udana,
laguna jak marzenie, z bardzo małą liczbą zwiedzających. Co dziwne akurat
trafiliśmy na kręcenie filmu i mieliśmy zakaz zbliżania się w tamtą część
laguny. W związku z tym postanowiliśmy iść popływać z drugiej strony, ale
laguna jak to laguna ma kształt półkola więc obawiam się, że na filmie będzie
widać dwie pływające postacie.
|
Laguna na wyspie Ko Hin Pla i statek filmowany przez ekipę filmową |
|
Przeciwna strona laguny i nasz transport |
|
Cała laguna na zdjęciu się nie zmieściła ;) |
W tym miejscu pierwszy raz w życiu widziałam koralowce o tak jaskrawych barwach, czerwone i fioletowe. Ryb było zatrzęsienie, tutaj został odnaleziony Nemo ;)
|
Jadowicie czerwony koral |
|
Jak rozpoznać Polaka na wakacjach :P
Brakuje klapeczek? Też są!
|
I chyba jednak mnich rzucił na nas klątwę, a nie błogosławieństwo. Zeżarły nas znowu muszki, Witka nieco mniej, mnie trochę bardziej. Mamy reakcję uczuleniową na te ugryzienia, puchną, swędzą i wydzielają z siebie substancję już cały tydzień :(