11 dni na Kep to zdecydowanie za długo, wystarczyły by 2 dni. W sumie na całą Kambodżę to zdecydowanie za długo. Nie mam niestety dobrej opinii o tym państwie, syf i nic ciekawego do zobaczenia, oprócz Angkoru. Tajlandia w tym rozliczeniu wypada zdecydowanie korzystniej.
Samo Kep w moim odczuciu nie jest miastem, choć chyba bardzo by chciało być miastem.
Na plaży syf, gównochody wychodzące na plażę i wyspa Rabbit island, która też jest nijaka.
Ale w sumie widok ruin i pustych ulic jest ciekawy, nigdzie czegoś takiego się nie zobaczy. Szerokie ulice jak autostrady i nic więcej.
Atrakcją z braku laku było obserwowanie małp, które zrobiły sobie z latarni ulicznej huśtawkę:
Z Rabbit island nie mamy zdjęć, bo podczas przedzierania się przez dżunglę "ścieżką" nie w głowie nam było robienie zdjęć. W końcu zdecydowaliśmy się na pokonywanie wyspy brzegiem morza, brodząc w wodzie, bo na brzegu chaszcze były nie do przebycia. Jedyny pozytyw w tym brnięciu był taki, że uratowałam kilka latających ryb, które przez pomyłkę wyskoczyły na brzeg ;)
Na szczęście hotel mieliśmy bardzo fajny, więc większość dnia przebywaliśmy w nim i na balkonie. Towarzyszyły nam przy tym dorodne upasione gekony, kilka miało około 20 cm długości. Największe kolosy jakie do tej pory zauważyłam.
Dorodny niestrachliwy gekon |
Kolacja była słaba, trzeba sobie jakoś radzić |
Z tego wszystkiego jest jeden pozytyw, w poniedziałek wracamy do Tajlandii! Czuję się jakbym wracała do domu ;)
Mamy zdjęcia z Rabbit Island (Koh Tonsay), ale trauma przeżyta w kambodżańskiej dżungli wymazała ten dzień Kaśce z pamięci :-)
OdpowiedzUsuń